You are currently viewing Nowe opracowanie Biura Studiów i Analiz SN dotyczące kredytów frankowych. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?

Nowe opracowanie Biura Studiów i Analiz SN dotyczące kredytów frankowych. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?

W dniu 21 sierpnia 2019 r. ukazała się publikacja na zlecenie Biura Studiów i Analiz Sądu Najwyższego (Materiały Naukowe tom 7) pt. „Kredyty walutowe węzłowe zagadnienia”- czyli Panu Bogu świeczkę i Diabłu ogarek.

Odbiło się to dużym echem w całym środowisku „frankowiczów, jak i bankowców.

Pojawiło się dużo wstępnych interpretacji. Przeważały w nich uwagi krytyczne i zarzuty o to, iż autorzy publikacji zdają się nie rozróżniać kredytów denominowanych i indeksowanych. Zadano też wiele pytań czy ww. publikacja może zaszkodzić „frankowiczom”? Czy została wydana w złym momencie? Czy będzie miała wpływ na orzeczenie TSUE lub interpretację tego orzeczenia przez sądy powszechne? Czy wywody prawne w niej zawarte są aktualne i zgodne z obowiązującym orzecznictwem?

Niżej odniosę się do tych zagadnień.

1. Czy rzeczywiście autorzy publikacji nie rozróżniają kredytów indeksowanych i denominowanych?

Otóż nie. Rzeczywiście niektóre fragmenty mogą budzić wątpliwości, jednak pełna analiza wykazuje, że autorzy dzielą kredyty, które są przedmiotem zainteresowania TSUE na walutowe i niewalutowe. Uznają, iż w Polsce nie udzielano w zasadzie kredytów walutowych, a jedynie niewalutowych, do których zaliczyć należy zarówno indeksowane, jak i denominowane.

2. Czy to dobrze, czy to źle? Czyli czy publikacja ta zaszkodzi „Frankowiczom”?

• zacznijmy od dobrych wiadomości

Dobrze, ponieważ autorzy przyznają fundamentalną prawdę o kredytach frankowych. Zarówno indeksowane, jak i denominowane nie mogą być uznawane za kredyty walutowe. Mimo, że te drugie wyrażone były w walucie obcej, a banki twierdziły, że w tej walucie udostępniały je kredytobiorcom (z tym że „frankowicze” następnie odsprzedali je, chcąc wypłaty w złotówkach) w rzeczywistości był to zabieg pozorny, służący jedynie ukryciu etapu ustalania wysokości kredytu w złotych polskich.)

„Z kolei w nauce prawa dostrzeżono bogatą praktykę, jaka rozwinęła się w Polsce na tle umów kredytowych. Trafnie przy tym wskazuje się, że w praktyce tej w ogóle nie odnotowano umów kredytowych w walucie obcej, tzn. takich, gdzie w tej walucie byłby udzielany kredyt i w tej walucie byłyby dokonywane spłaty (zatem zawierających właśnie klauzule denominacyjne, a nie indeksacyjne).”

Nasza Kancelaria od początku wskazywała na to, że kredyty te nie spełniają warunków kredytu walutowego, ani obrotu dewizowego (co zresztą potwierdziły sądy w prowadzonych przez nas postępowaniach).

Wczytując się w rozważania BSiA (a nie tylko opierając się na samej konkluzji) oczywistym jest, że stanowisko to co do zasady jest korzystne dla kredytobiorców.
W tym zakresie publikacja potwierdza argumenty „frankowiczów” i wielu kancelarii ich reprezentujących. Jest to istotne właśnie w stosunku do kredytów denominowanych, bo przy nich trudniej było „frankowiczom” wykazać pozorność i nieuczciwy charakter działań banków.
Dla posiadaczy kredytów indeksowanych jest to przypieczętowanie słuszności ich argumentacji w zakresie co najmniej częściowej nieważności umowy. Spowodowane jest to uznaniem klauzuli indeksacyjnej za bezskuteczną w stosunku do kredytobiorcy. Rozwiązanie to jest bez wątpienia korzystne dla „frankowiczów”, posiadających kredyt indeksowany, gdyż umożliwia odzyskanie zarówno pewnej kwoty pieniędzy (zasądzonej jako nadpłatę wpłacanych dotychczas rat), jak również powoduje obniżenie kapitału kredytu do spłaty oraz znacznie obniży wysokość miesięcznych rat.

Istotnym i bardzo korzystnym dla „frankowiczów” jest uznanie przez autorów publikacji kredytobiorców za konsumentów, bez względu na ich wiedzę i świadomość w zakresie ryzyka, związanego z zawieraniem tego rodzaju umowy. Stwierdzono, powołując się na dotychczasowe orzecznictwo Sądu Najwyższego, że nie ma znaczenia zarówno zawód, jak i wykształcenie strony – zawsze ma być traktowana tak samo, jak typowy konsument (nawet gdyby była radcą prawnym). Sąd nie powinien tego nawet badać, gdyż nie ma to żadnego znaczenia. Chodzi bowiem o komunikatywność i zrozumiałość klauzuli oraz brak asymetrii informacyjnej, między bankiem i kredytobiorcą.

• Ciemna strona medalu

W mojej ocenie opracowanie jest odpowiedzią na wołanie środowisk bankowych, w tym szefa Związku Banków Polskich o „rozsądne wyroki”. Nie znalazł się nikt, kto zadałby pytanie- „czyli jakie?”
Wyroki, których żądają „frankowicze” są po prostu respektowaniem prawa polskiego i wspólnotowego. Środowisko bankowe, które odmawiało wszelkich prób polubownego załatwienia tego problemu dziś apeluje o „rozsądne wyroki” i próbuje przeciwstawiać sobie kredytobiorców złotowych i frankowych, bez zdania racji.

Jest to więc próba zablokowania orzekania nieważności tych umów. Autorzy dochodzą bowiem do niedorzecznego wniosku, że „niewątpliwie niekorzystne dla konsumenta byłoby (….) uznanie, że umowa kredytowa jest w całości bezwzględnie nieważna, ponieważ wówczas konsumentowi groziłoby roszczenie o zwrot uzyskanej kwoty kredytu”. Opracowanie nie odnosi się więc do tego, czy jest to zgodne z przepisami prawa, a próbuje narzucić co sąd powinien uznawać za korzystne dla konsumenta.

Tyle tylko, że TSUE mówi co innego- to klient ma decydować, co jest dla niego korzystne. Poza tym, przecież konsument to zarówno zamożny biznesmen, który wziął kredyt w 2004 r., jak i uboga rodzina, która ten kredyt wzięła w 2008 r. Mówienie zatem o konsumencie jak o jednym podmiocie w identycznej sytuacji jest nie do obrony.

W moim przekonaniu, zarówno umowy indeksowane, jak i denominowane, zawierają w sobie sprzeczność z prawem powszechnie obowiązującym, a także istotą kredytu, zasadami współżycia społecznego i z tego oczywistego powodu nie mogą być chronione prawem do swobody zawierania umów.
Nie można też tracić z pola widzenia, że transakcje te odbywały się na ryku regulowanym, w ramach rygorystycznego prawa bankowego.
Trzeba pamiętać, że tak jak można sobie wyobrazić usunięcie klauzul niedozwolonych z umowy indeksowanej (zostaje kwota wskazana w umowie w złotych i oprocentowanie LIBOR), to usunięcie klauzuli przewalutowania w umowie denominowanej powoduje, że znika z umowy kwota kredytu. Temu jednak autorzy opracowania nie poświęcają już uwagi.

Oczywiście przedmiotowa publikacja nie ma mocy wiążącej i nie powinna wywierać bezpośredniego wpływu na orzecznictwo sądów powszechnych. Niewątpliwie będzie jednak „dyscyplinowała” część sądów, w takim bowiem za pewne celu trafiła do prezesów wszystkich sądów w Polsce.

Dla pokrzepienia można zauważyć, że opracowanie to jest w istotnych elementach sprzeczne z dwoma ostatnimi orzeczeniami Sądu Najwyższego (choćby w zakresie głównego, a nie pobocznego charakteru określenia przez klauzule waloryzacyjne obowiązków stron), a także to, że dotychczasowy sukces „frankowiczów” oparty został na nieuleganiu wpływom i trzymaniu się reguł prawa przez sędziów sądów powszechnych różnych instancji w całej Polsce.

Każda tego rodzaju publikacja, wskazująca na niedopuszczalność umów tzw. kredytów walutowych i na rządzące nimi nieprawidłowe mechanizmy, zbliża „frankowiczów” do korzystnego rozwiązania ich problemów przed sądem, a bankom odbiera istotną część argumentów.

Dodaj komentarz